Czas by banki stały się Non-Profit
Banki Non-Profit? Brzmi jak herezja. Przecież banki to kwintesencja kapitalizmu, zyski generowane z niczego, bez produkcji czegokolwiek, z czystej idei. Mówić, że banki powinny być Non-Profit to tak, jakby mówić, że szczytowa forma ewolucji kapitalizmu powinna stać się socjalistyczna. A jednak ta herezja ma dzisiaj sens.
To już zaszło za daleko.
Historycznie, banki zawsze pełniły rolę służebną wobec społeczeństwa i rządów państwowych. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy światowa finansjera przeforsowała globalizację i regulacje WTO. Od tego momentu podmiotowość zyskały grupy międzynarodowych finansistów a podmiotowość straciły narody i rządy państwowe.
Od tego momentu komentatorzy ekonomiczni zaczęli zachwycać się wynikami finansowymi korporacji w skali światowej będącymi bez związku ze społecznościami, które te korporacje stworzyły.
W ciągu kilku lat, Mercedesy turystyczne w Egipcie zostały wyparte całkowicie przez chińskie mercedesy. Korporacja Bentza być może zrobiła wynik, ale jaki był wynik dla niemieckiego rynku pracy?
Dekadę temu światowy system finansowy posiadał przede wszystkim lokaty społeczeństw zachodnich. To te lokaty zostały przetransferowane do Azji zasobnej w niewolniczą siłę roboczą i spowodowały wzrost jej gospodarek. To nasze pieniądze spowodowały wzrost Chin. To nasze pieniądze oddane bankierom, są teraz źródłem naszego bezrobocia i kryzysu, bo gdy światowe korporacje przekazały do Azji za darmo europejskie i amerykańskie technologie i z naszych oszczędności udzieliły im kredytów, teraz jesteśmy bezrobotni, bo Azjaci zrobią wszystko taniej, byle zarobić. WTO zaś zapewnia stan, w którym nie możemy się temu przeciwstawić. W dodatku, europejscy socjaliści umyślili sobie, że nałożą regulowane prawem podatki na tanią energię elektryczną żeby mieć z czego rozdzielać socjał pańską ręką. Do tego doszły sankcje na tanią energię z węgla pod pozorem wciąż ośmieszanych przez rzeczywistość idiotyzmów o ociepleniu klimatu. Wszystko razem powoduje, że mając kilkukrotnie droższą siłę roboczą niż Azja, kilkukrotnie droższą energię i oddając Azji nasze technologie za darmo, pozbawiamy się wszelkich szans nawet nie na rozwój, ale nawet na przetrwanie. Ten system eliminacji naszego świata jest możliwy tylko dzięki aliansowi światowych korporacji ze światem międzynarodowej finansjery. Jest oczywiste dla wszystkich – i dla rządzących i dla rządzonych, że nie można czegokolwiek produkować drożej i to coś sprzedać. W konsekwencji obecnej regulacji światowej, nasz świat musi upaść. Jest skazany na upadek w wyniku respektowania przyjętych zasad globalizacji.
Klęska nie musi nastąpić
Zwykli obywatele, mieszkańcy Waszyngtonu, Detroit, Kilonii, Paryża, Warszawy, mają już dosyć dyktatu międzynarodowych korporacji.
Każdy rząd narodowy, chciałby wreszcie odzyskać podmiotowość i móc naprawdę zarządzać krajem, zamiast, za przeproszeniem „lizać tyłek finansistom”.
Każdy rząd narodowy włącznie z rządem USA musi dzisiaj „lizać tyłek finansistom” bo inaczej ci ostatni utopią w bezrobociu cały kraj jednym kliknięciem w Enter, przelewającym miliardy na drugi koniec świata.
Każdy rząd na świecie chciałby ograniczenia dominacji wypuszczonej spod kontroli hydry globalizacji. Każdy rząd chciałby naprawdę rządzić zamiast musieć tworzyć sytuacje najlepsze z punktu widzenia światowej finansjery.
Żaden rząd na świecie nie ma i nie może mieć siły, aby samodzielnie się hydrze przeciwstawić. Dlatego hydra trwa i z tego hydra czerpie swoją siłę.
Czas rewolucji
Gdy w czasach wielkiego kryzysu prezydent Roosevelt spotkał się ze związkowcami i wysłuchał ich postulatów, odpowiedział mniej więcej tak: „Zgadzam się z wami. Teraz wyjdźcie na ulicę i zmuście mnie, żebym musiał i dzięki temu mógł wprowadzić te zmiany”.
Tak jest również teraz. Żaden rząd na świecie nie jest w stanie przeciwstawić się rynkom finansowym, choć każdy rząd tego chce, obojętnie czy z pobudek propaństwowych, na rzecz społeczeństwa, czy egoistycznych (chęci posiadania realnej władzy).
Gdyby jakikolwiek rząd na świecie podjął jakiekolwiek działania zmierzające dla ukrócenia wszechwładzy rynków finansowych, oznaczałoby to natychmiastowe załamanie gospodarki jego kraju. Jest tak, bo wszystkie gospodarki świata „jadą na kredycie” i są całkowicie zależne od sektora finansowego. Nie ma obecnie żadnej opcji wzrostu gospodarczego bez kredytowania. Gospodarka każdego chyba kraju na świecie jest na wspomaganiu kroplówką a dalszy wzrost można osiągnąć tylko przez dalsze odkręcanie kroplówki. Nagłe zaś zamknięcie kroplówki oznacza śmierć gospodarki.
W wypadku ogłoszenia samodzielnej walki z sektorem finansowym przez jakikolwiek rząd, sekwencja zdarzeń byłaby taka: korporacje zaangażowane finansowo w tym kraju wycofują jednym kliknięciem myszki wszystkie swoje środki. To powoduje dewaluację lokalnej waluty i wzrost zadłużenia. To jest pretekstem do obniżenia ratingu kraju przez agencje ratingowe. To powoduje dalszy odpływ kapitału i już totalną klęskę gospodarki. Tak byłoby nawet przy założeniu braku jakiejkolwiek zmowy instytucji finansowych wobec niepokornego, który chciałby ukrócić władzę ich dominium. Rząd jakiegokolwiek kraju, w tym USA, ma związane ręce. Nie może zrobić nic dla swojego narodu.
Dla rozwiązania sytuacji potrzebna jest koincydencja dwóch czynników:
- rządy muszą dostać pretekst do działań w postaci tak silnej inicjatywy obywatelskiej, że będą musiały jej ulec (bardzo chętnie) „dla ratowania rynków finansowych przed gniewem ludu” ograniczając tych rynków wszechmoc – nastroje rewolucyjne.
- taka sytuacja musi wystąpić na raz co najmniej w USA, Kanadzie, Europie, Brazylii, Japonii i Korei czyli wszędzie tam, gdzie istnieje wolność gospodarcza, duży rynek i jednocześnie łączna wielkość tych rynków zapewnia brak możliwości ucieczki kapitału do dużego rynku spoza konfederacji. Nie da się przetransferować wszystkich kapitałów świata do Chin i Indii, bo nie ma tam komu ich pożyczyć na procent.
Obecne protesty zapoczątkowane na Wall Streat są tylko przygrywką do wydarzeń, które nadejdą wiosną 2012r. Trzeba mieć nadzieję, że są one skrycie inspirowane przez służby specjalne, bo to oznaczałoby, że protesty te mają faktyczne wsparcie rządów narodowych a to znacznie wzmacniałoby ich realną siłę.
Banki jako instytucje Non-Profit
Kiedyś, od czasów rzymskich banki były elementem systemu kapitalistycznego. Już jednak cesarz Oktawian zauważył konieczność interwencji państwa celem ukrócenia lichwy. Zawsze było czymś niegodnym czerpanie zysków pond miarę z włożonej pracy a czerpanie zysków z przymusowego położenia innych w szczególności a do tego zawsze dążyli i dążą bankierzy. Takie działanie dobitnie piętnował prawdziwy kapitalista Henry Ford, który swoich pracowników nie wyzyskiwał, a panów z Wall Street nazywał po imieniu „spekulantami z Wall Street”. W tamtych czasach słowo „spekulant” oznaczało to, co oznaczać powinno, czyli „oszust wyłudzający pieniądze”, nie jak dzisiaj „gracz giełdowy”.
Czy jest coś bardziej niemoralnego niż to, że zarabia się pieniądze nic nie produkując, nic nie świadcząc i nic nie oferując?
Skąd biorą się realne zyski ludzi i instytucji grających na giełdzie? Z tych, którym udało się sprzedać „kit”, których udało się, jak mówił w filmie „Wielki Szu” wyjebać. To wszystko, ta cała giełda, to jedna wielka spekulacja, gdzie pod pozorem pozyskiwania środków dla firm odbywa się prawdziwa gra, gdzie jest kilku rozgrywających i beneficjentów i całe rzesze „wyjebanych”. Jest ironią, której nikt nie zauważa, że udział tych „wyjebanych” sankcjonuje twierdzenie o rynkowym charakterze systemu, co jest fikcją. To tak samo jak z wyborami- mamy władzę, bo ktoś na nas głosował, głosować powinno jak najwięcej- „Ludzie idźcie głosować, żebyśmy mieli demokratyczną legitymację”. Nikomu nie wpada w oko, że „wyjebane” są zawsze masy a zysk osiągają zawsze ci sami – banki i międzynarodowe instytucje finansowe. Czy to ich niezwykła intuicja pozwala tylko im zarabiać? Z pewnością nie!
Już w odsłonie pierwszej fali obecnego kryzysu same banki pokazały, że stoją ponad systemem kapitalistycznym. Okazało się, że banki mogą tylko zarabiać i nikt im się w te zarobki wtrącać nie może, ale gdyby miały zbankrutować, to całe narody muszą zrzucać się na ich odbudowanie i uratowanie. Cała trwająca obecnie tzw. kontrolowana upadłość Grecji jest niczym innym jak zamienianiem na chybcika greckich długów wobec banków (przede wszystkim francuskich) na długi wobec społeczeństw Eurolandu. Banki nie mogą stracić. Całe społeczności biednieją, aby utrzymać dobrą kondycję banków i zdecydowanie wyższe od przeciętnej pensje ich pracowników.
Skoro tak, skoro to od portfeli podatników zależy los banku, to bank ten powinien być zarządzany przez przedstawicieli tych podatników i im służyć.
Banki same definiują siebie jako instytucje zaufania publicznego a nie podmioty gry rynkowej. Marmury, bizantyjska rozrzutność, niemożność dotarcia do decydentów, umowy przystąpieniowe (akceptujesz regulamin albo spadaj) – to wszystko ma sprawiać wrażenie, że klient rozmawia raczej z urzędem niż z partnerem biznesowym.
Ułatwmy bankom budowanie przez nie same wizerunku Instytucji Zaufania Publicznego. Zamieńmy ich marketingowy kit w prawdę. Przekształćmy banki w instytucje Non-Profit.
Banki bronią się przed zarzutami o pazerność twierdząc, że muszą dbać o pieniądze im powierzone i dlatego nie udzielają kredytów a grają na giełdzie. Tylko czemu oprocentowanie lokaty to 5% a oprocentowanie kredytu w tym samym banku to 20%? Skąd w czasach kryzysu biorą się miliardowe zyski banków, gdy Ci, którzy faktycznie tworzą PKB są wciąż na skraju bankructwa? Wydaje się, że koszt kapitału jest niewspółmiernie wysoki a całość zysków z transferu lokat w kredyty jest wyłącznie zyskiem banków.
Wydaje się, że banki, bez względu na koniunkturę gospodarczą, zawsze muszą zarobić. Czyim kosztem? Zawsze naszym kosztem, bez względu na to, czy jesteśmy pracodawcami czy pracobiorcami.
Skoro banki zawsze stoją ponad systemem kapitalistycznym i zawsze podlegają ochronie większej nawet niż budżety państw narodowych, powinny zostać uznane za Instytucje Pożytku Publicznego. Są nimi faktycznie, potrzebna jest tylko formalizacja stanu faktycznego, czyli po prostu wyrażenie słowami tego, co już jest. Konsekwencją takiej formalizacji byłoby ograniczenie dochodów banków do zera i urealnienie pensji w nich wypłacanych. Jeżeli bank płaci za lokatę 5%, to powinien pożyczać na 6%. To zaspakaja interesy pożyczkodawców w zupełności i pozwala na godną pensję prezesa banku. Bank nie musi zarabiać miliardów, gdy trwa koniunktura i żądać miliardów od społeczeństwa gdy jest kryzys.
Dzisiaj bank niczym nie różni się od instytucji takich jak ZUS czy US w kwestii egzekwowani swoich długów. Ich sytuacja jest zdecydowanie inna niż wszystkich graczy na kapitalistycznym rynku i wyrasta znacznie ponad te zasady.
Same banki swoim zachowaniem, jak też wydarzenia ostatnich lat, wykazały, że banki nie są dzisiaj uczestnikami kapitalistycznej gry rynkowej. Stoją ponad systemem jak rządy krajów narodowych a nawet jeszcze wyżej.
To właśnie te uzyskane przywileje doprowadziły do obecnej sytuacji, gdzie owoce kryzysu muszą trawić nie ci, którzy go spowodowali a winni dalej mogą wypłacać sobie samym gigantyczne premie.
Jedynym wyjściem z obecnej sytuacji totalnego zakłamania jest otwarcie oczu i zauważenie, że to wszystko nie tak, że to już nie jest żaden kapitalizm a rządy bezwzględnych socjal-globalistów wyposażonych w totalną inwigilację, że pieniądze nie tam trafiają, gdzie powinny, że banki chwalące się w kryzysie rekordowymi przychodami, to jakiś absurd, że pensje prezesów banków i ich premie to drwina z rzeczywistości.
To już nie jest kolejna kontesta systemu. To nie jest kolejny bunt młodych, który przeminie. To jest początek końca cywilizacji, w której korporacje międzynarodowe za nic mają interesy społeczności lokalnych a banki im w tym wtórują.
Albo jesteście z nami albo jesteście przeciw nam. Tak mówi ulica i tak mówią (skrycie ze strachu) rządy narodowe. Ten bunt nie wygaśnie.
Jeżeli chcemy cywilizowanej rewolucji, banki muszą stać się Instytucjami Pożytku Publicznego Non- Profit. Inaczej po prostu spłoną.
MS (PI)
Short URL: http://www.panoramainternetu.pl/?p=24106